Raz w roku przychodzi taki dzień kiedy na biurku robię porządek, w swoim Outlooku ustawiam autoreply’a, wyłączam komputer i przez dwa tygodnie nie mnie dla nikogo, gdyż rozpoczynam urlop. Z reguły jest to końcówka roku, kiedy to w naszej ojczyźnie nikt już nie pamięta o gofrach które zjadł w Wejherowie podczas wizyty w lipcu czy ile to browarów wypił podczas sobotniego grilla u szwagra. Ludzi ogarnia ból przemijania, a w telewizji ciągle lecą reklamy Polopiryny. Tymczasem ja pakuję mandżur i wraz z moją pierwszą żoną lecimy tam gdzie pieprz rośnie. 


Są to wycieczki objazdowe a więc od pierwszego dnia tempo jest dosyć intensywne bo nie ma mowy jakimkolwiek leżeniu pod palmą (przynajmniej w pierwszej części urlopu), jest za to cała masa nowych miejsc, ludzi, zapachów no i jedzenia! Duża ilość bodźców sprzyja oderwaniu swoich myśli od niezałatwionych spraw w pracy. To co zostało na biurku musi poczekać.

Ale jest pewien problem. Dość szybko zauważyłem że tak naprawdę nikt nie chce oglądać tych setek (a często i tysięcy) zdjęć z urlopów (włącznie ze mną). Poza tym, sam fakt zrobienia jakiegoś zdjęcia niewiele mówi na temat danej sytuacji bo często sam autor nie pamięta w jakich okolicznościach zostało ono wykonane. I właśnie dlatego pewnego pięknego dnia postanowiłem robić krótkie notatki z podróży, tak żeby nie zapomnieć co widziałem. Zwykle pod koniec każdego dnia siadałem sobie w hotelu z browarkiem lub też fikołkiem (tak drogie dzieci, tak się kiedyś mówiło na drinki). I tak oto w niemałych bólach narodził się cykl:

„Janusz i Grażyna na Szlaku”

A dlaczego akurat tak? Z kilku powodów.  Pierwsze primo: chciałem pokazać że świat jest różny bo nie wszędzie zajadają się cebulą (chociaż w Afryce trochę się jednak zajadają), że ten świat jest pełen kontrastów i jak te kontrasty, kultury wyglądają z perspektywy statystycznego Polaka. A kim jest statystyczny Polak? To już myślę że każdy może sobie sam odpowiedzieć, ale zapewniam Was- na pewno ma na imię Janusz. I Grażyna.  

I tu pięknie przechodzimy do drugiego primo: każdy może podróżować. I oto właśnie chodzi. Żeby zachęcić nas potomków husarii że tam poza granicami „Najjaśniejszej..” też jest jakieś życie, żeby nasi rodacy wyłączyli „Świat według Kiepskich”, wstali ze swoich wersalek i ruszyli na podbój globu. Żeby rozpuścili swoje uprzedzenia wobec obcych. O to mi chodzi! Bo nie od dziś wiadomo że podróże kształcą. 

A. byłbym zapomniał, brakuje w tym wpisie jakiegoś mądrego cytatu: 

„Jeśli myślisz, że przygody bywają niebezpieczne, spróbuj rutyny.

Ona jest śmiercionośna.”

Paulo Coelho