Właśnie dostałem depeszę że „Huragan Grażyna” siedzi w samolocie i przymierza się do startu w kierunku półwyspu Indochińskiego. W tej całej historii jest jeden haczyk. Otóż Tajowie mają taki dziwny przepis (nie tylko ten jeden ale o tym jeszcze będzie) który nakazuje odwiedzającym powrót tym samym środkiem transportu jakim się przyleciało (chodzi konkretnie o linie lotnicze). Oznacza to, że jeżeli Grażka przyleciała tutaj KLM, również i rejsowym KLMem musi stąd wylecieć. Takie rozwiązanie ma całkiem konkretne implikacje chociażby takie jak to że lądując w Warszawie nie mam transportu bo wczoraj nim wróciła do trójmiasta, nie mam tym samym zimowych ciuchów, ale myślę że jak już się znajdę w Łorso to mogę przejść ten dystans nawet i pieszo. W japonkach.

Jeżeli można tak napisać to dziś był luźniejszy dzień. Ale jak przylecieliśmy trzeba było swoje odczekać (jakieś kilka godzin) bo pokoje nie były jeszcze gotowe. Słodko. Widać że tutaj naprawdę szanuje się pracę. Nie to co u nas. Po odespaniu pozwoliłem sobie na mały rekonesans po okolicy gdzie poza wszechobecnymi wiązkami kabli które niemal w całości zasłaniają niebo dowiedziałem się kilka następujących rzeczy: Tajowie chronią swój rynek pracy. Chronią go do tego stopnia że oficjalnie przewodnikiem nie może być ktoś kto nie jest narodowości tajskiej. Tak więc na wszystkich wejściach nasi polscy piloci udają że są turystami aby uniknąć nieprzyjemności. A lokalni „figuranci” sobie siedzą i delegują. Tego typu zabieg ma też jedną korzyść dla Tajów: w zupełności kontrolują oni przekaz, który wychodzi od narodu. Bardzo dbają o dobra opinie i oficjalnie nie dopuszczają innych do kluczowych stanowisk. Ponadto E-papierosy w Tajlandii są tak nielegalne że podobno można nawet za nie trafić do więzienia. Wisienką na torcie jest fakt że godzinny masaż kosztuje tu 25 złoty.

Nie pisałem tego jeszcze ale od dnia wczorajszego począwszy uważam że „Kevin sam w domu” nie jest komedią a raczej melodramatem. A i jeszcze raz kochane dzieci apel od wujka Janusza: pilnujcie paszportów swoich żon.

UPDATE: Przepraszam za kolejny suspens ale G. Mi właśnie napisała że KLM nie wystartował planowo bo jest jakaś awaria na pokładzie samolotu. W razie czego ma Erło jakby przypadkiem „kaelemki” nie miały na pompę paliwową (to już nawet nie jest śmieszne). Cała ta sytuacja powoli zaczyna bardziej przypominać kiepski serial na Netflixie a nie rzeczywistość. Jestem coraz bliżej zawału.