Generalnie odespaliśmy wszystko co było do odespania pomimo trwającego w hotelu remontu (walą i szlifują aż się człowiek czuje jak w domu). No to teraz do rzeczy..
Pattaya, jeżeli ktoś z Was słyszał to słowo to może już dalej nie czytać bo prawdopodobnie nie dowie się niczego nowego. No wiec Pattaya, takie tajskie Las Vegas do dziesiątej potęgi. Miasto grzechu. To tutaj zjeżdżają libertyni z całego świata w poszukiwaniu wszelkiego kalibru uciech.
Na szczególną uwagę zasługuje „Walking Street” która to jest swoistym epicentrum sodomii (gorąco polecam, ale raczej singlom i kawalerom, Aha.. I nie bierzcie ze sobą plecaków bo wyglądacie jak harcerze i nic nie wyrwiecie) Idąc tą ulicą mija się bary a właściwie bary i kluby gogo z obu stron, dziewczyny zapraszają do środka niekoniecznie w celu wypicia „Changa” Ogólnie często się tu spotyka „panów” z Europy bądź ze Stanów którzy przyjeżdżają żeby przeżyć przygodę, płacą wtedy takiej oto Tajce żeby była ich dziewczyną na czas pobytu, oczywiście w pełnym zakresie, tak wiec widok panów po sześćdziesiątce prowadzających się ze zgrabnymi „trzydziestkami” nie jest tu niczym nadzwyczajnym.
Jedną z głównych atrakcji Walking Street jest tzw. Ping pong show, zdaję się że już pisałem o tym wcześniej więc i tym razem nie będę rozwijać tematu gdyż dżentelmeni nie rozmawiają. Chętnych zgłębienia tematu zapraszam do wujka Google’a, jest tam na pewno wiele opracowań naukowych wyjaśniających istotę sprawy.
Inną z atrakcji Pattay’i jest rewia „Alcazar”. Od razu nadmienię że nie jestem koneserem rewii ale byłem oczarowany i nie mam tu na myśli strojów czy scenografii, to owszem też ale to co w tej rewii jest niezwykłego to fakt iż wszystkie postacie w niej występujące to.. Hmm no właśnie.. Jest taki termin i nazywa się „ladyboy”. Serio, chłopaki się tak zrobili ma dziewuchy że niejeden facet by się na ulicy obejrzał, a laskom bieleją oczy z zazdrości (tak, facet też potrafi się umalować i nie ma cellulitu!) I jakkolwiek by tego nie oceniać (a wiadomo że ocenianie innych to nasz sport narodowy) czy to jeszcze chłop a może już baba to warto sobie pozwolić na odrobinę refleksji nad po prostu zwykłym ludzkim dramatem osoby która kiedyś nie wiedziała co się dzieje ale źle się czuła w swoim ciele, decyduje się na kosztowną i bolesną serię operacji ale żeby było tego mało nie jest akceptowana przez społeczeństwo. Nie mają ci ludzie łatwego życia.
Coś o piwie bo jeszcze nie było a to ważna sprawa. Dobra wiadomość jest taka że standardowa pojemność tutaj to wdzięczne 620ml. Druga dobra wiadomość to że w większości piwo ma tu 5 procenty. Zła wiadomość jest taka że wg mojej skromnej opinii i jakże wysublimowanego podniebienia jest to mocno naciągane 5%. I tu pozwolę sobie od razu zaznaczyć że jest to oś sporu mojej osoby z osobą mojej małżonki, gdyż twierdzi ona że jest to dokładnie tyle ile piszą bo w tym klimacie akurat kilka razy już jedno takie „małe piwko” ją sponiewierało i że się nie znam. Wypiwszy jednego Chang’a jestem nawet gotów przyznać jej rację.
A no i jeszcze powinno być o owocach, a konkretnie o jednym z nich, występującym raczej tylko w Azji. Proszę Państwa, przedstawiam wam… Duriana. Durian, jest żółtym owocem, dojrzały jest ciut większy od melona i od razu powiem że Durian powinien zostać uznanym za narodowy owoc polski. I to bynajmniej nie ze względu na samą nazwę (już widzę te dzieciaki w gimnazjach jak się wyzywają od „durianów” a nie od debili jak to zapewne jest obecnie), o nie. Durian proszę państwa słynie z jednej konkretnej rzeczy, a mianowicie ze smaku i zapachu, a raczej smrodu. Smród, No cóż, istotnie perfumy to to nie są ale od samego smrodu ciekawszy jest jego smak. Ci rodacy którzy próbowali „króla owoców Azji” rozpływali się w poetyckich epitetach i metaforach, wśród podobieństw wymieniane były głównie.. Śmierdzące skarpety. Jak już wcześniej wspomniałem na moje wysublimowane podniebienie, durian smakiem bardzo przypomina .. Cebulę, a konkretnie syrop z cebuli (komu babcia robiła na przeziębienie ten wie), lekko słodkawy ale posmak pozostaje jeszcze długo. Większość lokali publicznych i wszystkie hotele w jakich było mi być w tym regionie zabraniają wchodzenia z durianami do środka, a niepokorni ukarani zostaną mandatami (nawet do 500zł)
Jutro wracamy. Osobno. Grażka wylatuje 3 godziny później ale jako że leci KLMem a nie LOTem to będzie dwie godziny szybciej w Europie. Nie wiem jak oni to robią. Tak czy inaczej, Rodacy trzymajcie kciuki.