Poranek kojota w Saint Louis. Cała noc Murydzi wyli do Allaha. Całą. O Wielki Rossmanie dziękuję Ci za stopery!
Murydzi to jedno z bardziej wpływowych bractw muzułmańskich. Sa właścicielami większości plantacji orzeszków ziemnych. Jako główna siła religijna mają olbrzymi wpływ na Senegalczykow, jest ich pełno w telewizji a ludzie się ich słuchają. Władza państwowa musi się z nimi liczyć bo bez większych problemów mogliby doprowadzić do zamieszek lub obalenia rządu. Tak więc sposób nieformalny rządzą Senegalem. Murydzi skupieni są wokół miasta Touba, (taki nasz Toruń) z przywódcą Amadou Bamba. Brzmi znajomo?
A propos władzy wykonawczej, ledwo wyjechaliśmy z miasta a tu kolejna kontrola policji. Ta sama procedura choć tym razem udało się wrócić w okularach. Dzisiaj „mandat” opiewał 10000CFA bo policja stwierdziła, że licencja turystyczna kierowcy jest kopią i podważyli jej autentyczność. Mbake miał zatem do wyboru jechać z nami na komisariat i próbować udowodnić że dokument jest autentyczny co pewnie kosztowałoby 20000 Franków i kilka straconych godzin albo dać do rączki i odjechać.
W zależności od „wymyślonego wykroczenia” bądź jego braku „opłata” może wynosić od 2000 do nawet 10000 Franciszków Afrykańskich. Dla Polaków spłacających kredyty na mieszkanie słuchanie o tysiącach Franków do zapłaty zapewnie wywołują zimne poty i biegunkę ale 10000 to bajońska równowartość 65zł więc nikt nie zostanie dziś bez kolacji ale niesmak pozostał. Ale właśnie w tym momencie zrozumiałem jak sobie radzi z tym nasza ekipa. Kilka dni temu jak byliśmy w Dakarze, Mbake kupił od obnośnego handlarza sygnet. Żaden tam złoty, nawet pewnie nie był srebrny. Nie wiem ile zapłacił, pewnie coś ok 1000 Franków czyli 6,5zl i nosi go na sobie. Trochę mi to nie pasowało do jego „stylówki” bo ubrany jest wręcz po europejsku, a tu taki sygnet. A okazało się że to właśnie na wypadek takich kontroli. Bardziej opłaca się oddać sygnet za 1000CFA niż zapłacić 10000CFA „mandatu”.
A jak na to wpadłem? Innym razem policjant zabrał mu zegarek, a ma zegarek, a jak ostatnim razem policjant zdjął mu okulary przeciwsłoneczne, wrócił do autokaru… I założył sobie nowe zapasowe. Są tu jeszcze przedsiębiorczy ludzie.
Jest tu podział na policję i żandarmerię ale to podziała pozorny bo łapówki biorą wszyscy. Po drodze jeszcze policja zatrzymała nad jeszcze dwa razy ale na szczęście uroda polskich kobiet zmiękczyła twarde serduszka Senegalskich funkcjonariuszy, a nawet wzbudziła uśmiech.
Jutro żegnamy się z częścią z tych, którzy przyjechali tu tylko na objazd i nie zostają na wypoczynek. Tym samym czuję się w obowiązku opowiedzieć kilka słów o naszym turnusie. Dodam tylko że podobieństwo do autentycznych postaci jest czysto przypadkowe:
Maja
Szefowa i kierowniczka naszej wycieczki. Niesamowicie kompetentna osoba. Wielki szacunek za wiedzę i anielską cierpliwość do swoich podopiecznych. Pomimo że jest z polski to biegle włada angielskim i francuskim to i tak często zwracamy się do niej po rosyjsku: „Panimaju!”
Mbake
Nasz Gambijski pilot, pomocnik Pani Mai. Przyszły prezydent Gambii. Jak zostanie prezydentem to mam obiecany jakiś resort. Zwolennik umiarkowanej dyktatury. Niezwykle pogodny człowiek o europejskiej mentalności. Nienawidzi lenistwa, śmiecenia.. i dawania łapówek policjantom. Chciał kiedyś odwiedzić Polskę bo ma tam znajomych ale nie dostał wizy bo jest z Afryki i na pewno by został w naszej Najjaśniejszej ciepłej Rzeczypospolitej żeby żyć jak król z naszego polskiego socjalu.
Stanley
Nasz celebryta i zarazem zagadka turnusu. Proszę sobie wyobrazić: samotny mężczyzna raczej po 70tce, przyjeżdża do Afryki. Lekko zmanierowany, w białej wyprasowanej koszuli. Nie będę ukrywać że pojawił się u mnie dysonans poznawczy, ale to też urok takich podróży. Teorii było pełno, ja sam byłem autorem jednej z nich, a mianowicie że Stasiu jest… Księdzem, i to nie byle jakim bo z racji wieku i estymy którą roztaczał wokół siebie dawałem mu co najmniej biskupa, może kardynała, gdyż pasował mi jak ulał do profilu (skórzany zegarek, złote oprawki od okularów, nienaganne maniery, i ta „delikatność” żeby nie powiedzieć filigranowość granicząca z kokieterią w głosie. No co, ksiądz też człowiek, ma prawo sobie pojeździć ale teoria została obalona gdy zobaczyłem jak się poruszał w jednym z kościołów do którego weszliśmy. No nie zachowywał się jakby to ująć „fachowiec”. Rzeczywistość okazała się bardziej prozaiczna, wykładał gramatykę na Uniwersytecie Wrocławskim. Nie odważyłem się dać mu tych zapisów do sprawdzenia., bo mógłbym dostać pałę.
Stan, wychodzi z założenia że wszystkiego trzeba w życiu spróbować. Zaproponował że podzieli się ze mną swoim ciepłym piwem a że jestem Januszem z zasadami i jedna z nich mówi że ciepłego piwa nie pijam to grzecznie podziękowałem ale widać było z jego smuteczku że to co ma ciepłe to nie tylko piwo.
Krzysztof i Bożena
Małżeństwo, które prawdopodobnie ma już wnuki. Żyją w myśl zasady: „lepiej nosić jak się prosić”. Przywieźli ze sobą szklanki z duraleksu i własną kawę. Chyba rasiści.
Krzysztof, lubi żyć na krawędzi i fotografuje wszystkie posterunki policji pomimo jasnego zakazu.
Fotografuje też tyłki murzynek na obrazach w galerii sztuki ale nawet gołym okiem widać że jest zapatrzony w Bożenkę jak w.. obrazek.
Bożka natomiast to jest taka babka z jajami, nie ma co. Taka solidna porządna kobieta która bałaganem się brzydzi. Lubi omlety, a jej hobby to wspólne palenie papierosów z mężem.
Marzena i Jarek
Klasyk na każdej objazdowej wycieczce. Wszędzie byli i wszystko widzieli. On swoją posturą pasuje na prezesa (imieniem też), ona to zapewne nauczycielka matematyki. To co się słyszy od nich jak się mówi że coś się zauważyło to: „ale to jeszcze nic! Bo w Indiach.. / bo w Tajlandii… / Bo na Madagaskarze…”
Jak panie stały w kolejce do toalety i część z pań zdecydowała się skorzystać z męskiej toalety żeby przyspieszyć „Siku Time”. Jarek skomentował że „jak kobieta wchodzi do męskiej ubikacji, to z pewnością musi mieć coś na myśli..”. Trochę gburowaty, no ale imię zobowiązuje.
Ewa i Krzysztof
Krzyś zawsze uśmiechnięty i na wszystko ma zabawna anegdotkę ale to Ewa jest gwiazdą. Na moim „Egzaltacjomierzu” wywaliło skalę. Pasuje mi na panią stomatolog. Osobiście uważam ją za osobę wysoce sympatyczną, ale być może dlatego że siedzimy daleko od siebie w autokarze. Lubi czytać Mroza w jeziorze.
Agnieszka
Wielbicielka jeży (bardzo szanuję) ale też jest „krecikiem” w grupie gdyż jest pracownikiem pewnej firmy turystycznej. Pewnie tak jak ja robi notatki i zbiera opinie żeby firma mogła jeszcze lepiej „nieustannie podnosić jakość usług do rosnących wymagań klientów”. Trzymam za słowo i czekam na zawieszkę do bagażu.
Wiola i Mariola
Nie wiem czy to prawdziwe imiona bo Mariola tak naprawdę ma na imię Beata ale to bez znaczenia bo i tak to takie trochę Halinki. Jak tylko jest okazja to wychodzą na papieroska. Panie przed 60tką (chyba), nie mogą się nadziwić dlaczego w tym kraju jest taki bałagan i myślę że gdyby dać im po miotle to za tydzień cały kraj lśnił by a w każdym mieście stały by ich pomniki. Mariolka ma kredyt w euro bo nie chciała w złotówkach. Lubią robić zdjęcia krowom Zebu. Są wnikliwymi obserwatorkami afrykańskiej codzienności. Jestem ich najlepszym kumplem bo umiem w angielski.
Mariola lubi szanty choć nie rajcuje ją pływanie na jachcie. Twierdzi że jest to monotonne zajęcie bo nie zmienia się krajobraz i w kółko trzeba czyścić „RZĘZĘ”.
Zasłyszane podczas podróży:
„A Tu wiesz jak się nazywał jeden z lokalnych przewoźników?
no jak?
Talib Jones.”
Kurtyna.
Anna
Dziewczyna przyjechała na objazdówkę i w obawie przed malarią przez cały wyjazd (a nawet dobę przed) zaczęła łykać leki przeciwmalaryczne. Leków tych nie wolno mieszać z alkoholem dlatego jest to wybór dla mnie całkowicie niezrozumiały, a szkoda bo z chęcią bym się napił z „Lady Malaron” piwka. To z jej inicjatywy obsmarowywuję tu wszystkich dookoła ale chwała jej za to bo to się w sumie samo pisze.
Podczas posiadówy jednego wieczora z naszym kierowcą nieopatrznie przyjąłem Islam. Ale żeby utrzymać status quo we wszechświecie, on został przekonany i stał się chrześcijaninem. Z racji mojego wyznania przysposobienia sobie dwie dodatkowe żony. Oczywiście Grażyna jest nadal pierwszą i na wszystkie musiała wyrazić zgodę. Co się dzieje w Afryce, zostaje w Afryce.
Kasia
Moja trzecią żonę poznałem jak targowała się z jednym sprzedawcą bransoletek. Udałem wtedy, że jestem jej sceptycznym mężem swojej jakże skromnej i posłusznej żony żeby dać jej lepszą pozycję negocjacyjną, i tak już zostałem. Panowie, uważajcie bo wystarczy chwila nieuwagi żeby znaleźć sobie żonę. Uspokoję wszystkich- pozycja mojej Grażki jest niezagrożona.
Anna2
Właściwie to powinno tu być napisane Anna3 ale w wyniku intryg wskoczyła na drugą lokatę w hierarchii żon. To kobieta o platynowej wątrobie. Nie do przepicia. Klejnot w koronie turnusu. Ikrą ustępuje tylko Bożenie ale jej prawdziwym atutem jest spryt (bo na pewno nie dyskrecja). To ona jako jedyna odważyła się dotknąć „Dżu Dżu” Mbakego. Nie wiem o czym myślicie ale Dżu Dżu to nazwa amuletów które są robione przez Marabutów mające magiczną moc. Zboczeńcy.
Drogi pamiętniczku, tak naprawdę to wszyscy są super i bardzo dużo się śmiejemy polując na komary malaryczne.