Zdarzyło mi się kiedyś być na pewnej imprezie, na której to byłem świadkiem jak trzy żony wjechały do stojących przy barze i rozmawiających (swoich) mężów z grzecznościowym ,,Co tu się kurwa odpierdala?! Migiem mi na parkiet! My chcemy tańczyć!” Cała sytuacja była o tyle zabawna że poprzedzona była to luźną rozmową wśród owych panów jakie to mają sposoby na utrzymanie miru domowego. Takie trochę wygaszanie potencjalnych konfliktów w myśl zasady „happy wife, happy life”. Hitem podobno jest dawanie bukietu kwiatów raz na dwa tygodnie. Inny ze sprawdzonych sposobów to zachęcanie żeby „kupiła sobie tę sukienkę o której tak ciągle gada”. Według owych panów, po zakupach pożycie małżeńskie ulega znacznej poprawie. Słuchałem tego z zaciekawieniem i rozbawieniem ale też trochę z przerażeniem, że oto zachowanie kobiety można sprowadzić do kilku sprawdzonych instrukcji opisanych algorytmem. W pewnym momencie sam zacząłem się zastanawiać, że może to ja czegoś nie wiem. Ale jak widać z powyższego opisu sytuacji instrukcje wymagają pewnych kosmetycznych aktualizacji skoro żona zwraca się do swojego męża w ten sposób. Nie mam tu na myśli że w ogóle miała czelność przeszkodzić mężowi w dyskusji. Nie o to chodzi. Chodzi o szacunek. Tak. Bo on ma prawo do dobrej zabawy. Ma prawo stać na imprezie w towarzystwie z kim chce i rozmawiać o czym chce. A tymczasem mąż być może jest postrzegany jako mężczyzna ale już niekoniecznie jak człowiek. Takiego męża można zjechać kiedy nie spełnia oczekiwań bo „nie chce tańczyć”. No ale czy to jej wina skoro facet daje po sobie jeździć? Gra się tak jak pozwala przeciwnik więc jeżeli on nie zrozumie że należy mu się szacunek nie jako mężowi ale przede wszystkim jako człowiekowi to tak będzie dalej.
Bo takie oto mamy czasy. Kobiety przyspieszają i ani im głowach zwolnić. Emancypują się i rozwijają się zawodowo. Wspierają je te wszystkie kampanie społeczne, spoty, a nawet reklamy pokazujące wzorzec nowej kobiety: świadomej, przedsiębiorczej, której ciało jest jej własnością (sic!), nie poddającej się przeciwnościom losu, uczącej się walczyć i jak być dzielną, a przy tym kochającej i dbającej matki. Rola żony nie jest już tak istotna i rzeczywiście są ku temu powody: kobiety czują że zbyt długo skakały wokół mężczyzn często niewiele dostając w zamian. Teraz panie się wkurwiły i świat już nie będzie taki sam.
A tymczasem, na ławeczce, w krótkich spodenkach siedzą i obserwują machając sobie nóżkami mężczyźni. Męskość przechodzi kryzys, męskość nie ma wzorców do naśladowania. Męskość nie zawsze potrafi odnaleźć się w nowej rzeczywistości, gdzie kobiety też chcą swojego miejsca przy stole. Męskość mówi „baba to baba”. Męskość mówi że jak chcę sobie robić karierę to niech robi ale obiad ma być. Męskość mówi że dbanie o siebie jest niemęskie, że segregacja śmieci jest gejowska. Nawet racjonalne argumenty nie zawsze trafiają do odbiorcy gdy chodzi o zmianę sposobu myślenia. Bo historycznie do głównych zadań faceta należało: urodzić się, nauczyć zawodu, spłodzić potomka żeby pomógł w gospodarce, a potem jeszcze trochę popłodzić ale to już z nudów (bo nie było internetu). Ewentualnie jak czasem trafiła się jeszcze jakaś wojenka to trochę pochlastać wroga. I to wszystko. Kiedyś świat był prosty i kiedyś to wystarczyło. A teraz świat nie jest już prosty i to już nie wystarcza. Dlatego męskość przez wieki nie odczuwała potrzeby samorozwoju, a teraz te wieki konserwatyzmu zaczynają budzić niepokój. A na drugim biegunie mamy metroseksualnych chłopców którzy latają z („z”, nie „za”) dziewczynami ubrani w golfy i za krótkie spodnie z zbyt wysokim stanem, (taka moda, co zrobić) nie bywają już rycerscy bo nie ma takiej potrzeby skoro ich rówieśniczki są bardziej niezależne od nich. Mamy też panów, którzy to nie są w stanie postawić granic własnym żonom bo wyszli z założenia że święty spokój jest bezcenny. Dla każdego coś dobrego.
Mówi się (kobiety mówią) że mężczyźni są prości. A jednak może do końca bo gdyby tak było to kobiety już wieki temu dałyby sobie radę i wyszły spod patriarchalnego klosza. A jednak.
Drogie panie, faceci bywają tak samo, a czasami może i wręcz bardziej skomplikowani niż niejedna kobieta. Powodów ku temu może być tak wiele, jak wiele różnych doświadczeń życiowych spotyka nas wszystkich. Może to być to spowodowane wychowaniem (lub jego brakiem), gdzie zdarzało się że ojciec był nieobecny w życiu rodzinnym, tak więc chłopiec był wychowywany przez samotną matkę. A chłopcy potrzebują wzorców do naśladowania, potrzebują mistrzów na których mogą się wzorować. I właśnie takimi się stają mężczyznami, jakie spotkali wzorce w dzieciństwie. Innymi słowy, jeżeli znajdują chujowe wzorce.. there you go.. stają się chujami. Z kobietami jest z resztą podobnie.
Może to być również spowodowane nawiązanymi relacjami i przyjaźniami, które często przesiąknięte są testosteronowymi przechwałkami i rywalizacją się kto jest lepszy bez elementu wzajemnego wspierania się. W efekcie faceci stają się twardzi i nie rozumieją empatii. Mają problem z mówieniem o swoich uczuciach bo zamknięci w sobie. Ale często to się zmienia jak sobie wypiją. To ich (choć nie wszystkich) uwrażliwia. Dzięki alkoholowi stają się bardziej otwarci i „fajniejsi”. I to często jest droga do alkoholizmu. Potem, po latach (albo i nie) jak trafią na terapię AA przepracują te wszystkie lata i krzywdy których doznali, dowiedzą się kim tak naprawdę są.
Kończąc tę „Gender-Tyradę” Wszyscy jesteśmy ludźmi więc szanujmy się z szacunkiem bo ważniejsze od ról które nadaje nam społeczeństwo jest to, że wszyscy jesteśmy ludźmi i każdy z nas odbywa jakąś wewnętrzną walkę z samym sobą. Szkoda życia na gównoburze.