Drewno

Podszedłem do stosu drewna pociętego do ogniska i wyciągnąłem prostą gałąź sosny. Usiadłem na ławce przy ognisku i przyciąłem mały kawałek przy pomocy scyzoryka, który kiedyś dostałem. I po prostu zacząłem dłubać w drewnie. Nie potrzebowałem smartfona, ani gier komputerowych. Każdy ruch ostrza zatapiajacego się w drewnie od razu zmieniał jego kształt i było to wyraźne. To co robiłem nie było wirtualne. To było prawdziwe doświadczenie. Zapach drewna, jego struktura, i kształt zmieniający się po każdym ruchu. I nawet jak tylko przez chwilę nieuwagi albo zawzięcia zaciąłem się ostrym nożem w palec, to też było prawdziwe. To też element nauki.

Innym razem na moim osiedlu wycinali drzewa. Wycięli i została lipa. Takie drzewo. Lipa jest miękkim drewnem, a przez to bardzo dobrze nadaje się do rzeźbienia. „Pożyczyłem” sobie więc jeden, mały kawałek i postawiłem go w mieszkaniu. Długo nie postał, bo globalna kwarantanna sprawiła że nadszedł właściwy moment na to, by uruchomić zakupiony kilka lat temu na Allegro zestaw dłut rzeźbiarskich. Jak później odkryłem mój zestaw dłut kupiony na Allegro za 100 złotych jest naprawdę podstawowy. Tym większe było moje zdziwienie że cena dobrego dłuta potrafi dochodzić do 300 złotych, a cały zestaw nieraz do 5000 tysięcy!

Zanim jednak wjechałem dłutem w drewno, musiałem mieć pomysł co, tak naprawdę powinno powstać. I tu po raz kolejny z pomocą przyszła złota rada Pani Kasi, tym razem w zmienionej formie: „Drewno Ci powie.” I powiedziało.

Zacząłem więc poznawać do czego służą i jaki efekt daje konkretne dłuto. Wkrótce się zdałem sobie sprawę że.. źle trzymam dłuto. Ale bez przesady, ostrze zawsze było skierowane w stronę drewna.

Rzeźbienie stało się dla mnie formą okiełznania natury i jej owoców. Kawałek drewna można spalić w kominku i zostanie po nim sam popiół. Zupełnie czym innym jest wzięcie tego samego kawałka i zastanowienie się nad tym, co można z niego zrobić. To jak wyruszenie w podróż, której celu się nie zna. Może cel będzie w pobliżu tego, czym miał być, a może okaże się być czymś zupełnie innym. To ciągle psucie i naprawianie, bo każdy nieopatrzny ruch dłuta może wszystko zniszczyć. To nauka obserwacji i refleksji nad tym co jest, a co być powinno.

To cała masa frajdy, które przypomina malowanie w trzech wymiarach. Ale to też głębokie rany, pocięte palce i całe dłonie. To awaryjne plasty schowane w pudełku z dłutami. To zastanawianie się czy „to zacięcie już kwalifikuje się do szycia na SORze”. Bo dłuta są ostre. Bardzo ostre. Dłuta uczą pokory. Mówią: chcesz? Jesteśmy do Twoich usług i wykonamy wszystko to co nam każesz. Dokładnie to.

Więc się pilnuj.