Rzadko kiedy zdarza się, że książka zmienia świat. Tego typu wydawnictwa zajmują specjalne miejsce na półce światowej literatury i biorą istotny udział, lub wręcz tworzą nową kulturę, a czasami kod kulturowy.
Ale nie o tym dziś będzie.
No dobra, trochę jednak będzie.
Wyobraźcie sobie świat, w którym obowiązuje to głęboka, modelowa wręcz równość i egalitaryzm. Nie ma więc nikogo, kto jest lepszy, mądrzejszy ani bogatszy. Wszyscy są równi. Wszyscy mają tyle samo, nie ma więc zazdrości, a jeżeli komuś wydarzy się krzywda to cała reszta mu pomoże. To świat, w którym wszyscy mieszkańcy żyją według niepisanych zasad. Nie wiadomo kto je stworzył ani kiedy powstały. Ale wszyscy wiedzą że tak było od zawsze.
Zejdźmy na ziemię.
W 1933 roku duński pisarz Aksel Sandemose napisał powieść pod tytułem „En flyktning krysser sitt spor” co w dosłownym tłumaczeniu oznacza „Uciekinier przecina swój ślad”. W Polsce ukazała się pod tytułem „Uciekinier w labiryncie”.
O czym opowiada? O małej fikcyjnej miejscowości o nazwie Jante. Sandermose za wzór wziął swoją rodzinną miejscowość Nykøbing Mors.
I to właśnie na jej przykładzie Sandermose opisał małomiasteczkową mentalność gdzie wszyscy są równi. Do bólu. Nikt tu nie jest anonimowy, wszyscy znają swoje tajemnice, a lokalna społeczność „przycina” tych, którzy chcą żyć po swojemu, według własnych zasad.
Książka rozeszła się błyskawicznie po wszystkich krajach Skandynawskich i odniosła sukces. Trudno ocenić czy to właśnie ten sukces, spowodował że odcisnęła piętno na całym regionie. A być możne to, czego dotyczyła było już tam o wiele wcześniej. Ktoś to po prostu opisał i nazwał. Do tego stopnia że stało się to ponadnarodowym kodeksem- Prawem Jante (nor./duń. Janteloven, szw. Jantelagen):
- Nie sądź, że jesteś kimś wyjątkowym.
- Nie sądź, że nam dorównujesz.
- Nie sądź, że jesteś mądrzejszy od nas.
- Nie sądź, że jesteś lepszy od nas.
- Nie sądź, że wiesz więcej niż my.
- Nie sądź, że jesteś czymś więcej niż my.
- Nie sądź, że jesteś w czymś dobry.
- Nie masz prawa śmiać się z nas.
- Nie sądź, że komukolwiek będzie na tobie zależało.
- Nie sądź, że możesz nas czegoś nauczyć.
i jedenasty bonusowy:
11. Nie sądź, że jest coś, czego o tobie nie wiemy
Ktoś mógłby pomyśleć że to credo jakiejś sekty. Nie. Jante jest fikcją, a mimo to istnieje. Napisanie „Uciekiniera..” sprawiło że całe narody nordyckie „kupiły” taką, a nie inną koncepcję społeczeństwa. I ten „dekalog” wyznaczył sposób, w którym i tak żyli od dawna. Mówimy o sytuacji, w której prezes firmy jeździ starym Volvo, nosi flanelową koszule i podczas lunchu siedzi w kantynie ze swoimi pracownikami. Nie obnosi się swoim bogactwem i szanuje swoich współpracowników. Je te same kanapki z serem który kupił w tym samym sklepie, co oni. Polityk jeździ na rowerze do pracy, bez jakiejkolwiek obstawy. U nas to nie do pomyślenia. U nas lata się państwowym helikopterem w prywatnych celach. U nich jest to nie do pomyślenia.
Zdarza się, że konsekwencją tego poczucia równości z innymi rodakami jest piętnowanie postaw indywidualizmu, nonkonformizmu i pośrednio też realizowania własnych ambicji. „Jesteśmy wszyscy równi”- mówią. I to poczucie równości z innymi członkami społeczności często pociąga też za sobą ukrytą zazdrość i zawiść o osiągnięcia sąsiada. Skoro wszyscy mają to samo, to lepszy jest ten, który ma choć odrobinę więcej.
A co jeśli okaże się że prawo Jante nie jest domeną wyłącznie krajów skandynawskich? Fakt, to tam ono się zrodziło, choć tak naprawdę się tam ukonstytuowało, aby stać się ponadnarodowym prawem, a także podobnie jak klocki Lego czy meble z Ikei jednym z produktów eksportowych reklamujących wolność i równość.
Ale czy Skandynawia ma więc monopol na Jante? Chyba nie. Jest to przede wszystkim domena małych społeczności, a także środowisk robotniczych polegająca (w różnym stopniu i nasileniu) na kulturze plemiennej. W takich społecznościach ludzie z reguły pomagają sobie bo nie są anonimowi tak jak w większych miastach. Swój mały świat dzielną na „swoich” i „obcych”. Jeżeli dodamy do tego dekady izolacjonizmu krajów skandynawskich, dostaniemy odpowiedź dlaczego tam jest tak jak jest.
Potwierdzać to zdaję się fakt, że w innych miejscach świata podobne mechanizmy istnieją i są wpisane w kod kulturowy:
- W Australii i Nowej Zelandii istnieje „Tall Poppy Syndrome / Syndrom wysokiego maku„, który polega na promowaniu skromności i „przycinaniu wysokich maków”
- W innych krajach anglosaskich istnieje pojęcie „Keeping up with the Joneses” które odnosi się do nadążania za przysłowiowymi sąsiadami.
- Grecja ma swój odpowiednik „Psa ogrodnika”. U nich jest to „Pies u żłoba”
I właśnie na tych filarach udało się krajom Skandynawskim zbudować całe systemy polityczne. Wysokie podatki „przycinają” bogatych i przedsiębiorczych, aby wspierać biedniejszych. System mówi: „wierzymy w równość, więc jeżeli nie jesteś w stanie żyć na godnym poziomie to my się Tobą zaopiekujemy”. System mówi: „Ufamy Tobie jako obywatelowi” i w tym samym momencie mówi też”…ale obserwujemy Ciebie, bo nie wierzymy w Twój rozsądek, dlatego będziemy pilnować żebyś nie nadużywał alkoholu”. I alkohol jest tu ciekawym przykładem. W takiej Szwecji na przykład, w latach 1917-1955 obowiązywał system Bratta, który regulował dostępność alkoholu, jako odpowiedź państwa w trosce o zdrowie rodaków. Każdy dorosły był uprawniony do zakupu alkoholu w tylko jednym zadeklarowanym sklepie. W sklepie tym znajdował się rejestr zwany „motbok” w którym rejestrowano zakupy alkoholowe. Po 1948 roku przeciętna ilość sprzedawanych wyrobów spirytusowych wynosiła 1,82 litra.
Lata później stworzono Centralny Rejerstr. W nim zbierano informacje o opiece i trzeźwości Szwedów. Obejmowały one informacje na temat pomocy społecznej, więzienia, przyjęcia do zakładu alkoholowego, aresztowania przez policję za nietrzeźwość, uchylania się od płacenia podatków, nieudzielania dzieciom alimentów, doniesień o trzeźwości ze szpitali lub izb wytrzeźwień oraz przestępstw związanych z alkoholem. Wszystkie organy, które miały kontakt z takimi osobami, miały obowiązek zgłoszenia się do Systembolaget.
Po 1955 „zliberalizowano” przepisy i stworzono sieć sklepów monopolowych „Systembolaget”, przez co spożycie podniosło się o 25%. I o to jesteśmy dzisiaj, gdzie „nieoficjalny” mechanizm pozyskiwania alkoholu poza tak popularnym na prowincji „pędzeniem” sprowadza się do następującej wymiany eksportowej pomiędzy krajami skandynawskimi: Norwedzy jeżdżą do Szwecji po alkohol. Szwedzi natomiast (w zależności od wybrzeża)- wschód jeździ do Finlandii i Estonii, zachód jeździ do Danii i Niemiec.
W lecie na 4 tygodnie zamyka się cały kraj. Stają fabryki, przestają funkcjonować urzędy. To czas na urlop i naiwny jest ten, który myśli że będzie w stanie coś załatwić. Nie daj Odynie jak wybuchnie pożar, wtedy dzwonią po strażaków z Polski.
Mają też miejsce sytuacje, w których rodzice z innych krajów, chcący aby ich dzieci chodziły do przedszkola podczas „krajowego urlopu”, bo mają inne plany urlopowe muszą się tłumaczyć z decyzji, bo według przedszkolanek wykluczają dzieci z integracji z rówieśnikami, co w efekcie mogą się gorzej rozwijać.
Ale ich systemowe podejście pozwoliło na olbrzymie ogólnonarodowe przedsięwzięcie zwane „Högertrafikomläggningen” lub po prostu „Dniem H„. Co to dzień „H”? 3 Września 1967 Szwedzi postanowili.. zmienić ruch z lewostronnego na prawostronny. W biały dzień. Tak po prostu. Cała akcja była starannie zaplanowana. Kierowcy dostali nakaz wymiany reflektorów, tak by nie oślepiały kierowców z drugiej strony, a w całym kraju rozstawione zostały nowe znaki, które do momentu zmiany kierunku ruchu pozostawały zakryte. To dlatego znaki ostrzegawcze w Szwecji do tej pory są na żółtym tle. Można? Można.
A mimo tego wszystkiego społeczeństwo darzy rządzących wysokim poziomem zaufania, w zamian za to rząd obdarza społeczeństwo zaufaniem. Jest to sytuacja nie do pomyślenia w każdym innym rejonie świata.
Ci, natomiast którzy przyjechali „z zewnątrz” zauważą mogą potwierdzić że tam jest inaczej. Fakt, Jante nie jest dla wszystkich, bo nie wszyscy potrafią przyjąć ot tak cudzych wartości. Pozwolę sobie tu na małą generalizację ale widać to dobrze wśród odległych mniejszości etnicznych które znalazły swoje schronienie w krajach północy.
Jedni powiedzą że Jante to stereotyp etniczny, który jest krzywdzący dla krajów skandynawskich i nie ma nic wspólnego z prawdą. Inni powiedzą że to mechanizm kontroli społecznej mający na celu przeciwdziałanie nieodpowiednim zachowaniom i wymuszający zachowania konformistyczne. I pewnie wszyscy będą mieli racje. Bo jak to kiedyś napisał pewien niemiecki pisarz:
„Aby czuć się wolnym istnieje prosty sposób: nie szarpać smyczy.”
Hans Krailsheimer
Czy Jante jest dobre czy złe? Szczerze to nie wiem. Po prostu jest. Napewno ma swoje plusy, ale jak powiedział Ryszard Ochódzki plusy nie powinny przysłaniać minusów. Wiem natomiast, że skrajności w żadnym przypadku nie są zdrowe. Jante wprowadza solidarność. I choć czasem zdarzy się że jest ona powierzchowna to obciachem jest nie być solidarnym, więc to chyba dobrze. Ale świadomość państwa opiekuńczego potrafi rozleniwić. Więc to chyba źle. Nie wiem.
Jakkolwiek by nie było tak się zastanawiam, że pomimo tego wszystkiego być może przydałaby się Nam choć odrobina Jante, w naszym pełnym indywidualistów kraju. Chociażby po to, by politycy przestali rozbijać służbowe limuzyny w drodze na swoją działkę.
Ale co ja tam wiem.