Jednym ze wspomnień z mojego dzieciństwa są kruczoczarne włosy mojej mamy. Kontrastowały one z białymi drucianymi oprawkami. Ale to te oprawki pamiętam bardzo dobrze.

Były one „prezentem” jaki dostała od jednego z moich potencjalnych ojczymów po sylwestrze roku pańskiego 1990/1991. Pamiętam te święta bo po raz pierwszy w życiu pojechaliśmy do Niemiec. Dostałem wtedy pod choinkę Game Boya.

Dla 7 latka to było spełnienie marzeń. Ale to oprawki pamiętam najlepiej. Kosztowały one 120 marek niemieckich i jak deklarowała były to najdroższe oprawki jakie były dostępne u niemieckiego optyka, a które sobie wybrała. Wysoka cena miała być karą za okoliczności zniszczenia poprzednich, plastikowych. Pamiętam okoliczności zniszczenia bo byłem naocznym świadkiem jak dorosły mężczyzna mający zostać moim potencjalnym ojczymem i którego nawet lubiłem i który zaprosił nas do siebie na święta. Pamiętam jak wyprowadził sierpowy prosto w twarz kobiety która dała mi życie. Pamiętam roztrzaskane okulary i krew na podłodze. Pamiętam też moment, w którym widziałem jak ją dusi.

To był jeden z momentów w którym mały chłopiec zrozumiał że jeżeli czegoś nie zrobi to może zostać sierotą. Podbiegłem i złapałem jego ręce i próbowałem wyrwać go z pijackiego amoku, a ją uratować. Pamiętam jak usłyszałem jak krzyknęła do mnie „uciekaj!”.

Pamiętam też że pobiegłem do polskiej rodziny która mieszkała piętro niżej, i gdzie spędziłem pierwsze godziny nowego roku. Później był pośpieszny powrót do polski, kilkanaście godzin autokarem i wysiadkę gdzieś nad ranem w okolicach ogrodów działkowych w Poznaniu, i spacer do dworca na pociąg do Gdańska.